Znów w starych kątach

Podłoga była twarda i pokryta miejscami grubą warstwą pyłu i okruchami gruzu. Pozostawiała na palcach ów nieprzyjemny, kredowy ślad, którego tak trudno się zawsze pozbyć (“Kto jeszcze pamięta kredowe tablice z podstawówki? Czy jestem aż tak stary?”). Oddychając z twarzą tuż przy jej powierzchni, mimo woli wciągał przy każdym wdechu nieco tego pyłu do płóc. Miał go w ustach.

Perspektywa niknęła w ciemności. Mrok spowijał ściany, kiedyś pomalowane na jasne kolory, obecnie pokryte wilgocią i ciemnym nalotem pleśni i Bóg wie czego.

Podniósł się obolały z podłogi. Odetchnął nieco głębiej nieruchomym, wilgotnym powietrzem i splunął, pozbywając się przynajmniej części pyłu z ust.

“Tyle tego nigdy tu nie było,” pomyślał. Był pewien, że to wina starego suporeksu ściany szczytowej budynku, w której zionął duży otwór – jedyne wejście i droga, którą dostał się do wnętrza. Miękki, jasny materiał budowlany, projektowany z myślą o termoizolacji w budownictwie mieszkaniowym i wiejskim, nie stanowił żadnej bariery dla kilkudziesięciokilogramowych pocisków ciężkiej artylerii.

Po deszczowej nocy spędzonej w tej w miarę suchej kryjówce bolało go dosłownie wszystko. Od głowy, przez podziębione przedwiośniem gardło, po nie oszczędzane w ostatnich tygodniach mięśnie i stawy.

Choć przez zabite wieloma warstwami jakichś płyt i pojedynczych łat okna nie przedostawało się żadne światło, wystarczył rzut oka na szeroką jak drzwi od garażu wyrwę w ścianie, by nabrać pewności o nadchodzącym świcie.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.