Tym razem opowiem Wam o czymś bardziej z science fiction. Lubicie kosmos?
Ja lubię.
Pola lubi.
Bo kto nie lubi? ^^
A jeśli chodzi o życie gdzieś tam… Chciałabym wiedzieć, ale tylko wiedzieć, bo mi się prawie jednoznacznie ta myśl z zagładą kojarzy. :D
Pola pokazuje te dobre strony współdziałania między… Międzyplanetarnego? :D
Sami przeczytacie. Zapraszam!
„Arisjański fiolet. Cisza” Pola Pane.
„Jeśli rozpacz jest bez złudzeń, trzeba postępować tak, jakby się miało nadzieję albo się zabić.”
Albert Camus.
Książkę Poli czytałam dwadzieścia dni. Dużo? Mało? W samych wolnych chwilach, oczywiście, co skutkowało tym, że niekiedy nie sięgałam po nią wcale. Czemu od tego zaczynam? Bo to niezłe tomiszcze jest. Niezłe tomiszcze, które czyta się wbrew pozorom szybko, gładko i przyjemnie. Serio. A skoro już skończyłam, to napiszę kilka słów na jej temat i wszystko, co przeczytacie, jest wyłącznie moją opinią, moim wypracowanym przez 400 stron zdaniem. Jak zawsze.
Lecimy zatem od garstki myśli z notatek robionych na bieżąco. Podobają mi się dobrane do treści cytaty innych twórców, umieszczone jak u Poli – przed rozdziałami. Fajnie się je czyta i fajnie wyglądają. Są jakby zapowiedzią, mini wstępem, sugerującym co znajdziemy dalej. Odnośnie zaś utworów muzycznych, bo do książki dołączono płytę, mam mieszane odczucia. Jako autor popieram przypisywanie scen odpowiedniej muzyce, ponieważ sama tak robię. Natomiast jako czytelnik – już niekoniecznie. Przecież każdy słucha czegoś innego, nie tak łatwo trafić w gust muzyczny jednej obcej osoby, a co dopiero mnóstwa czytelników. Dlatego tu, według mnie, powstawał przez to zbędny chaos, no ale to muzyka nie w moim stylu, fakt. Wiem jednak, że taki zabieg tworzy specyficzny klimat, wprowadza w ten bardziej właściwy nastrój, gdyby ktoś miał trudności z wyczuciem albo wczuciem się, być może sugerując przy tym emocje towarzyszące autorowi. Z pewnością jest to pewnego rodzaju urozmaicenie, które na jednych zrobi większe wrażenie, na innych mniejsze. Spokojna i przejrzysta okładka zaciekawia, chociaż nic tak naprawdę nie ujawnia. I ten druk. Mimo wielu wad, a praktycznie wyłącznie samych wad „organu wydającego”, ten druk po prostu uwielbiam. Zobaczycie co mam na myśli, jak sięgniecie po książkę.
Przechodząc niemal do rzeczy muszę się przyznać, że znów powieść zaczęła mnie wciągać, zaciekawiać dopiero po setnej stronie. Ostatnio ciągle tak mam, ze wszystkimi, które czytam. Tragedia. :D Może więc lepiej pomarudzę trochę o treści. Co my tu mamy? Kometę, katastrofę, wulkaniczny pył, prawie że zagładę, ocalałych i obcych. Tak, obcych – Arisjan. Kosmitów, znaczy się. No, już od razu byście chcieli zielonych! A tu taki zaskok, ha! Świetnie pomyślane, tak na marginesie. O miłości, seksie… i seksie… ^^ i kilku przygodach chyba nie muszę wspominać, to się rozumie samo przez się. Dodajmy jeszcze nowe środowisko po życiu w odosobnieniu, uwięzieniu, szkołę, nowych przyjaciół… Przypomina Wam to coś? :D Główna bohaterka jest dość typową nastolatką. Dość i nie dość. Mnie nie irytowała ona sama, bo zakładam, że taka właśnie miała być, ale jej „matematyczność”, co zaraz wyjaśnię. Jest uparta, nieco łatwowierna, impulsywna (ta cecha najbardziej mi się w niej podobała, lubię nieprzewidywalne kobiety), za bardzo otwarta, zbyt „szybka”. Była zamknięta 10 lat w schronie, niektóre reakcje są jak dla mnie niezbyt logiczne, nawet jeśliby je zwalić na owe zamknięcie… ale zwalam, a co!
Po jakimś czasie rzuca się w oczy to, że książkę pisała osoba dobrze zaznajomiona z matematyką (zazdrocha…). Myślenie nastolatki nieco różni się od tego przedstawionego w innych, podobnych książkach. Jest „ułożone”. Jak ze wzoru. Wyjaśniając wcześniej wspomnianą matematyczność, podam przykład, który podzielę na dwie części, abyście zobaczyli, o co mi chodzi.
„Czyżbym naprawdę się zakochała?” – pytanie.
„A może to tylko burza młodzieńczych hormonów, które do tej pory uśpione, teraz dawały o sobie znać ze zdwojoną siłą?” – odpowiedź.
Tym sposobem autorka odpowiada na pytania czytelnika, zanim ten zdąży choćby pomyśleć o własnych odpowiedziach. I kiedy z jednej strony to wyjaśnianie od samego początku jest pomocne, bo wszystko świetnie rozumiemy, to z drugiej odbiera nieco przyjemność czytania. Ja na przykład lubię czasem nie wiedzieć. Owszem, wszędzie bohaterowie rozważają swoje reakcje, ale moim zdaniem nie aż tak często. Na szczęście Pola pozostawia jeszcze sporo miejsca dla wyobraźni.
Zanim przejdę do Arisjan, chciałabym wspomnieć, że szeroka jest wiedza autorki i to da się zauważyć. Matematyka, biologia, geografia, genetyka, astronomia… I pewnie więcej, ale będąc pod wrażeniem tak dobrego przygotowania Poli z tych dziedzin właśnie wymienionych, zwyczajnie nie odnotowałam. Szczerze. Moje gratulacje.
A teraz fioletowa wisienka na pomarańczowym torcie. Arisjanie. Obcy bez uczuć wyższych, genialnie poprowadzeni, równie genialnie utrzymani w ryzach. Fascynujący. Przyznam, że dziś miałam przypadkową okazję wyczaić na mapie Alfa Centauri. Wow. Wiele razy, jak chyba większość z nas, zastanawiałam się, czy gdzieś tam istnieje inne życie. Powiem Wam, że jak dla mnie Arisjanie mogliby istnieć rzeczywiście. Byłoby co prawda więcej złamanych serc, ale cóż… W imię nauki! Polecam powieść Poli między innymi za to ciekawe spojrzenie w kosmos. Kupiła mnie tym. Bezsprzecznie.
Tym oraz zakończeniem.
„Jedyna różnica między mną a wariatem to fakt, że ja wariatem nie jestem.”
Salvadore Dali.
Osobiście zazdroszczę im na przykład tego opanowania, braku niektórych emocji. Tam, gdzie jest praca, jest praca, gdzie seks, tam seks, pożądanie. Takie idealne rozdzielanie bez niepotrzebnych odczuć, jak choćby tęsknota, z pewnością ułatwia życie. Jednak życia im nie zazdroszczę. Ba, nawet współczuję, poniekąd. Wszystko poukładane, żadnych rozrywek, niczego wyższego… Z ich perspektywy to wygląda inaczej, oni tego po prostu nie znają. Nie są jak ludzie i to trudno sobie wyobrazić, ale sprawia niebywałą frajdę. Domyślam się, jak trudno było ich w takiej bezuczuciowej formie utrzymać. Szacun. Wychodzi jednak na to, że jestem człowiekiem, stąd też to współczucie. Nie znają prawdziwej istoty życia. Dla nich ona jest czymś innym. Życie bez miłości? Bez pasji? Bez tego… TEGO, no. Wiecie co, to ja już wolę być wybuchowa, zazdrosna, zaborcza, złośliwa, wolę tęsknić i szlochać, wzdychać, cieszyć się i… kochać. Pieprzyć idealizm.
Na temat zalet Ziemian i Arisjan w jednym zestawieniu można by dyskutować w nieskończoność. Tyle samo mam argumentów na ich obronę, co na atak. Są mega interesujący i żałuję, że Pola bardziej się w nich nie zagłębiła.
Przechodząc do rzeczy, wreszcie, powiem tak – jedno wielkie wprowadzenie. Tym dla mnie stał się „Arisjański Fiolet”. To dobrze. Akcja jest umiarkowana, często spokojna, z nielicznymi, drobnymi odchyłami od normy i tak aż do końca. Miłość platoniczna, seks, przyjaźń, szkolne i pozaszkolne zwyczajne życie, wyjaśnianie tajemnic krok po kroku. Wystarczy zapamiętać, nie trzeba się głowić. A koniec? Proszę Państwa… Do tej pory myślę o tym, co będzie dalej, do cholery! :D
Na koniec otrzymujemy zapowiedź czegoś extra. Pola pozostawia czytelnika w oczekiwaniu z duszą na ramieniu i pytaniami, tym razem bez odpowiedzi. Ja mam co najmniej dwa. Jedno dotyczy Korina i jego zachowania – co zrobi, czy cokolwiek poczuje (i tysiąc innych wariantów tegoż pytania)? A drugie dotyczy Profesora. Podstawowe – kim on jest?? Czy to czasem nie jej… (i tysiąc innych domysłów). Okej, tu następuje chwila ciszy i zaczyna obowiązywać pakt milczenia… Albo cokolwiek tam innego, z milczeniem związanego. :D
Co ja mogę jeszcze powiedzieć? Czekam. Na drugi tom. Z tego, co mi wiadomo, pierwszy ma mieć swoje drugie pięć minut, czyli drugie wydanie, na co też czekam, bo z przyjemnością doszukam się różnic. I wszystkiego innego. :D No, ale drugi… Cholera! :D
Pola Pane swoją powieścią rozbudza apetyt, wyostrza zmysły, urzeka.
Cóż… Zapraszam!
„Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym umieć Cię kochać.”
Za uwagę dziękuje Anna Chaudière! :D
Zapraszam na stronę autorki:
www.facebook.com/PolaPaneArisjanskiFiolet
Oraz na swoją:
www.facebook.com/A.M.Chaudiere