“Po powrocie do posiadłości Azarela Arina uznała, iż zbyt długo ich nie było. Pozostali jego niewolnicy krzątali się nerwowo przy różnych zajęciach. Coś musiało się wydarzyć podczas ich nieobecności. Prędko pomogła Annie posegregować zakupy, a następnie poleciła jej pozostać w kuchni i zająć się kolacją. Sama zaś weszła w ciche korytarze domostwa. Ostrożnie, tak by nie narobić hałasu, przemierzyła kilka z nich. Nikogo po drodze nie zastała. Ściągnęła brwi, zatrzymawszy się na moment w miejscu. Rozejrzała się. Wszędzie panował ład i porządek. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło. Jedynie ta cisza była niepokojąca. Zdawała się gęstnieć z minuty na minutę.
Arina usłyszała za sobą szybkie, przytłumione kroki, ale nim zdołała się odwrócić, jakaś ręka pchnęła ją gwałtownie na ścianę i docisnęła. Poczuła chropowatą fakturę muru na policzku, a chwilę potem napierający na nią ciężar postawnego mężczyzny.
– Jesteś wreszcie – szepnął chrapliwie Azarel prosto do jej ucha.
Przeszedł ją dreszcz przerażenia. Zacisnęła powieki.
– Odniosłem wrażenie, że pragniesz się ode mnie uwolnić – ciągnął. – Wiesz, że taka próba byłaby ostatnim pozytywnym epizodem w twym życiu?
Arina zastanowiła się, czy on oczekuje odpowiedzi. Najwyraźniej nie oczekiwał. Poczuła jego szorstką dłoń wsuwającą się powoli pod jej koszulę. Nacisk na jej ciało zwiększył się do tego stopnia, że ledwie mogła oddychać. Serce waliło jej jak oszalałe, lecz zdusiła w sobie wszelakie interakcje. I tak na nic by się nie zdały.
Azarel przeciągnął palcami po niedawno zadanych cięciach i zaśmiał się gardłowo, gdy zadrżała wstrząsana bólem. Zacisnęła zęby. Oddychała zbyt szybko, ale nie potrafiła się opanować. Jego wilgotne wargi przesunęły się po jej szyi, wywołując następny dreszcz. Szybkim ruchem obrócił ją przodem do siebie i docisnął do ściany. Siła pchnięcia odebrała jej na chwilę oddech. Uniosła powieki i z trudem zaczerpnąwszy powietrza, kątem oka zauważyła jakiś ruch w końcu korytarza.Anna.
Arina otworzyła szerzej oczy ogarnięta paniką. Gdy Azarel rozciągnął poły jej koszuli i wpatrzył się w ledwie zasklepione blizny, posłała nierozważnej dziewczynie rozkazujące spojrzenie – tamta musiała natychmiast się stąd oddalić. Anna otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć. Sprawiała wrażenie, jak gdyby nogi całkowicie odmówiły jej posłuszeństwa. Zachwiała się lekko, a jej twarz wykrzywiło przerażenie. Gdy zrozumiała, na co właśnie patrzy, bezszelestnie, acz z widoczną niechęcią wycofała się za załom. Arina żywiła tylko nadzieję, że nieopatrzna dziewczyna odeszła dostatecznie daleko, by niczego nie usłyszeć. Ostatnią rzeczą, jakiej by pragnęła, było to, żeby ktokolwiek, a zwłaszcza jej przyjaciółka, stał się świadkiem poczynań ich pana.
Poczuła drgania magii gdzieś wewnątrz siebie. Azarel przerwał dopiero co podjętą próbę pozbycia się jej spodni i wbił w nią swój drapieżny wzrok. Niedobrze, pomyślała Arina.
– Twoja magia się budzi – syknął.
W nozdrza uderzył ją zapach alkoholu. Spuściła wzrok i stłumiła drżenie. Nietrzeźwy Azarel i objawy ustępowania z jej organizmu trucizny miały zazwyczaj jedno zakończenie. Ale dlaczego był nietrzeźwy? Azarel warknął cicho przez zaciśnięte zęby i szarpnął ją za ramię. Skrzywiła się. Pociągnął ją w głąb domu do swojej sypialni.
Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi najbardziej luksusowego pokoju w tej rezydencji, pan Ariny pchnął ją ostentacyjnie na łóżko. W jego oczach błysnął zimny gniew. Skuliła się w sobie, jednak on nie zbliżył się do niej, a obrócił na pięcie i przemierzywszy sypialnię, podszedł do komody. Wyciągnął z niej znajomą fiolkę skrzącego się płynu. Arina drgnęła na ten widok i cofnęła się aż pod wezgłowie. Objęła kolana ramionami. Azarel odwrócił się ku niej. Jego usta wygięły się w szyderczym uśmiechu.
– Na nic ci się to zda, kochana – oznajmił, widząc jej skuloną sylwetkę.
Usiadł na brzegu wielkiego łoża i przyciągnął ją do siebie za pomocą magicznej bariery. Szarpnął ją za włosy, mocno odchylając jej głowę w tył. Arina wiedziała, że jak zacznie się szamotać, to go jedynie rozochoci, toteż zastygła w bezruchu. Wpatrzyła się w nierówności na wysokim suficie. Mimowolnie jęknęła, gdy igła przebiła cienką skórę jej szyi, wbijając się wprost w pulsującą żyłę. Azarel zaśmiał się ohydnie, odpychając ją od siebie.”
***strona 140.
“Późnym wieczorem Arina zdecydowała się na spacer.
Upewniwszy się, że nikt jej nie potrzebuje, wzięła szybki
prysznic, włożyła czystą liberię, którą nosiła nieustannie, odkąd
wyruszyli i wyszła na podwórze. Nie wolno jej było opuścić
terenu tejże posiadłości, ale ona jawiła się jako tak obszerna, że
niewątpliwie było gdzie spacerować. Zatrzymała się u podnóża
schodów, by zaczerpnąć powietrza. Poczuła zapach kwiatów
i czegoś słodkiego. Wolnym krokiem weszła do ogrodów, rozglądając
się uważnie wokół siebie. Nie czuła się tak od bardzo
dawna. Nie potrafiła nazwać tego uczucia, ale sprawiało jej ono
lekką przyjemność. Miasto jakoby roztaczało czar swego uroku
nad każdym przybyszem, który zawitał w jego mury.
Przeszła przez niski labirynt z żywopłotu, podchodząc do
gęsto rosnących, wczesnych różanych krzewów i odetchnęła.
Powietrze wokół było ciepłe i zniewalające. Blask księżyca
sprawiał, że kwiaty lśniły. Arina, powodowana impulsem, zerwała
jeden z nich. Zachwyciła ją jego delikatność. Odsunęła
się odrobinę i przysiadłszy na trawie, wpatrzyła się w trzymaną
w ręce różę. Pogładziła opuszkami palców delikatne płatki,
przytknęła kwiat do nosa, znów dotknęła płatków i westchnęła.
Usłyszała za sobą przytłumione kroki. Jako że Azarel był
zajęty, uznała że to Anna. Westchnęła raz jeszcze.
– Wiesz – odezwała się cicho – gdybym miała przed sobą
jakąś przyszłość… Pragnęłabym mieszkać właśnie w takim
miejscu. Tu jest…
Tym razem stłumiła westchnienie i spojrzała w górę.
Ogarnął ją paniczny lęk, gdy ujrzała nad sobą Azarela.
– Siedź – powstrzymał ją przed zerwaniem się na równe
nogi. Przysiadł obok i utkwił w niej zaaferowane spojrzenie.
Arina spuściła wzrok. Obróciła w palcach kwiat i ponownie bezwiednie
przejechała opuszkami po miękkich płatkach. Jej serce
biło tak mocno, że aż sprawiało jej ból.
– Tu jest jak we śnie – dokończył za nią, odwracając wzrok.
Oparł łokcie na kolanach i przebiegł wzrokiem po rzędach
różanych krzewów. – Kiedyś także miałem nadzieję mieszkać
w takim miejscu, jednak los zadecydował inaczej. Czasem
zdarza mi się zastanawiać nad tym, czy gdybym nie trafił na
tamtych ludzi… Gdybym kilka rzeczy zrobił inaczej, kilku nie
zrobił… i zdołał się tu osiedlić, to czy byłbym teraz innym
człowiekiem.
Arina nie miała pewności, o czym on mówi. Wydarzenia,
o których wspomniał, musiały mieć miejsce na długo przed
jej pojmaniem. Rzuciła mu spojrzenie z ukosa.
Wyczuwając jej wzrok, obrócił się nieco ku niej.
– Nie wszyscy Aszarte są tacy jak ja – powiedział cicho. –
Ale to już zapewne zdążyłaś zauważyć.
Zacisnął usta, zastanowił się nad czymś, po czym potrząsnął
głową, jakby odrzucał daną myśl. Zerknął na trzymany
w jej ręce kwiat. Na jego czole pojawiła się niewielka zmarszczka.
Przysunął się odrobinę bliżej. Arina drgnęła. Walczyła
sama ze sobą, by się nie cofnąć. Wyciągnął rękę, ale zatrzymał
się w pół gestu, gdy drgnęła po wtóre.
Spojrzał jej w oczy.
– Boisz się – zauważył. – Ale to uzasadnione. Nie dawałem
ci powodów do innych odczuć, zwłaszcza ostatnimi czasy.
Wręcz powinnaś się bać. Byłoby to wielce niepożądane, gdyby
kierowały tobą inne emocje względem mnie… Jednak musisz
uwierzyć mi na słowo, że dzisiejszego wieczoru nie mam
zamiaru zrobić ci krzywdy.”strona 155.
“Wampir ostatni raz spojrzał na Arinę, która dostrzegła
w jego oczach żałość i opadł bezwładnie u jej stóp.
Jak marionetka. Jak pokonany. Schwytany.
Zniewolony…
Zachwiała się. Pomyślała, że nie zdoła utrzymać się na nogach.
Zrobiło się jej niedobrze, czuła ból rozchodzący się po
całym ciele i odrazę do samej siebie. Rozpacz mieszała się
w niej z wściekłością. Była tylko niewolnicą zmuszoną do posłuszeństwa,
nauczoną posłuszeństwa, posłuszną. Zdominowaną.
Dla niej nie było już ratunku. Nie było odwrotu. Ale
dla takich jak ten wampir czy choćby Anna…
Azarel pociągnął ją za ramię i poprowadził w stronę budynku,
w którym tymczasowo się zatrzymali. Wolała nie patrzeć
za siebie, wolała nie wiedzieć, co stanie się z wampirem
i co stanie się z nią, jak tylko dotrą do mieszkania. Znów ogarnęło
ją poczucie bezradności i rezygnacji.”
strona 163.
“Max niechybnie ukończył swoje przemyślenia, bo oderwał
wzrok od jej ciała i zapiął guziki wprawnym szybkim ruchem.
Przeszedł ją dreszcz, gdy poczuła na skórze jego dotyk. Wpatrzył
się w jej oczy. Och nie… pomyślała. Siła spojrzenia wampira była niewiarygodna.
Mało która istota schwytana w te sidła była zdolna
się oswobodzić. Uśmiechnął się. A potem zrobił coś, przez co
całkiem straciła równowagę. Ujął jej twarz w dłonie i niespodziewanie ucałował jej usta.
Pocałował ją.
Jego wargi były chłodne, lecz miękkie, nie natarczywe,
lekko ponaglające… a jej własne natychmiast zareagowały na
ten pocałunek.
Odsunął się od niej równie nagle, jak zbliżył. Arina zachwiała
się, wytrącona z równowagi. Wampir chwycił ją w pasie
i posadził na trawie. Usiadł obok, uśmiechając się szelmowsko.
– Nie wiedziałem, że aż tak dobrze całuję – mruknął.
Spojrzała na niego zlękniona. Bezwiednie dotknęła czubkami
palców swoich nadal rozchylonych warg i otworzyła szerzej
oczy w nagłym przypływie paniki, gdy dotarło do niej, co
też on najlepszego chwilę temu uczynił. Zerwała się na równe
nogi, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem i pośpieszyła
w stronę domostwa.
Minęła po drodze zmierzającą w ich kierunku Annę, omal
jej przy tym nie potrącając. Zdołała usłyszeć tylko jej wystraszony
głos, zanim się oddaliła.
– Coś ty zrobił?! Ona należy wyłącznie do naszego pana.
Jeśli on się dowie…
Weszła między drzewa, ze spuszczoną głową przemierzając
trawnik, by jak najszybciej znaleźć się w obrębie murów.
Jemu nie wolno było wejść do domu. Nie wolno było…
Skręciła za róg korytarza i wpadła wprost na Azarela.
Azarel chwycił ją raptownie za ramiona, aż wyrwał jej się
cichy okrzyk zaskoczenia i przerażenia równocześnie.
– Popatrz na mnie – zażądał.
Posłusznie uniosła głowę. Jego brutalny dotyk sprawiał jej ból,
ale zignorowała to. Serce wciąż tłukło się w jej piersi, poniekąd jak
zawsze, gdy znajdowała się tak blisko swojego pana, ale o tym, że
aktualnie miało to całkiem inne źródło, już nie musiał wiedzieć.
Jego spojrzenie zdawało się przenikać ją na wskroś.
– Chcę cię widzieć dziś u siebie – powiedział, po czym puścił
ją i odszedł. Arina musiała oprzeć się o ścianę, aby powstrzymać
upadek. Kilkakrotnie odetchnęła głęboko.
Azarel nie musiał czekać na odpowiedź, której wręcz zapewne
się nie spodziewał. Wiedział, że ona zjawi się wedle
jego życzenia. Poczuła, jak żałość ściska ją za serce.”Informacje o “Niewolnicy” dostępne na stronie
https://www.facebook.com/A.M.Chaudiere
Zapraszam ;)
Szczerze żałuję, że nie stać mnie na książkę :C fragmenty są bardzo ciekawe, przyjemnie się ich czyta. Też chciałabym kiedyś tak pisać :)
Dziękuję :)
Nie ma rzeczy niemożliwych. Wszystko zależy od naszych chęci, starań i pracy.