Obudził się o 4:11. Kiedy zegarek wskazał 4:12, już nie żył.
***
Pamiętacie chwile, gdy wydaje wam się, że już to gdzieś widzieliście? Twarz, jakiś cień, czyjś głos, nagle huk i to przenikające mózg wrażenie, że już to kiedyś… A potem nagły skurcz, działający jak kubeł zimnej wody wylany na głowę, i wszystko znika, jak sen po obudzeniu.
Ale Edward nie śnił. Przez tę jedną minutę z całą pewnością był na jawie i tylko bardzo pragnął śnić.
Kiedy podnosisz powieki i widzisz przed sobą lufę czterdziestki piątki otwierasz szeroko ze zdumienia oczy. W jednej chwili twoje ciało paraliżuje przejmujący strach. Sztywnieją ci kończyny, jądra spinają się jak worek z sokiem wysysanym przez słomkę, a tobie nagle tak bardzo chce się żyć.
Edward żył. Czuł to jak jeszcze nigdy dotąd. Serce waliło mu w piersi niczym tłoki rozpędzonej lokomotywy, która właśnie wchodzi w ostry zakręt.
– Nie mam wyjścia.
Usłyszał ten głos wyraźnie. Nie był czuły, jak zawsze, gdy towarzyszył mu podczas śniadań, obiadów, wakacyjnych wyjazdów, każdego dnia od dwudziestu lat. Tym razem ten głos był przejmujący, jak skrzypienie furtki w ciemną, wietrzną noc. Przerażał, i to tym bardziej, że należał do jego ukochanej żony.
***
“Kto i ile, tylko tyle” – tak brzmiało hasło jednego z najpopularniejszych teleturniejów świata. Kim Bergson wykrzykiwał je na całe gardło, starając się zagłuszyć szalejący tłum.
– Kto i ile, tylko tyle!
Ewa nie raz słyszała te słowa. Ze wstydem musiała przyznać, że często przywoływała je w myślach.
– Kto i ile, tylko tyle! Co byłbyś w stanie poświęcić dla pieniędzy?! – twarz Kima nabrzmiewała od krwi. – Co ma dla ciebie największą wartość. Ile?! No ile! Przecież po to tu jesteś! – a potem wskazywał na szalejącą za szybą publiczność. Ludzie rzucali się na przeźroczystą ścianę z nie do końca oczywistych powodów. – Powiedz wszystkim! Oni chcą to usłyszeć. Oni chcą ci pomóc!
On naprawdę wyglądał jak diabeł – Ewa miała twarz Kima przed oczami. W wywiadzie dla Timesa przyznał, że prowadząc swój program odczuwa wręcz diabelską radość.
Przeczytała ten fragment kilka razu. Bała się, bo gdzieś w głębi duszy czuła, że i ona, prowadząc ten program, mogłaby doświadczyć czegoś równie ekscytującego. Czegoś, co podnieciłoby każdy fragment jej ciała.
– Kochanie!
Jej serce na moment stanęło. Zgasiła telewizor. Odwróciła się w stronę drzwi. W progu stał Edward, jej mąż.
***
Kłótnie najczęściej wynikają z braku pieniędzy. I możecie wciskać mi kit, że biedni się wspierają, bardziej kochają. Ja w to nie wierzę. Głodni ludzie skaczą sobie do gardeł, pazerni je podrzynają. I to jest prawda.
Pieniądze wymyślił ten, kto był bogaty, by móc przemieszczać się swobodnie ze swoim dobytkiem. Bo ile można mieć bydła, ziemi, zboża? W ten sposób trudno jest nad wszystkim panować. Pieniądze dają wolność materialistom. To pozorne, ale wygodne. Stąd wzięły się pieniądze.
Edward żałował, że zajrzał do pamiętnika Ewy. Wielokrotnie odczuwał presje ciążącą na nim, jako głowie rodziny. Pieniądze. Musiał je mieć, nie tylko by wyżywić siebie i dziecko, które miało przyjść niedługo na świat. Musiał je mieć, by zapewnić swojej rodzinie spokój. Dać poczucie bezpieczeństwa tym, których najbardziej kochał.
Ewa była w szóstym miesiącu ciąży. Pamiętał, jak dowiedział się, że będzie ojcem. Jedli akurat lody. I właśnie wtedy, nie wiedzieć czemu cała gałka spadła mu na kolana. To był przypadek, z którego musiał tłumaczyć się Ewie przez calutki tydzień. Aż pewnego dnia coś w nim pękło. Podczas kolejnej kłótni z żoną nie wytrzymał i zaczął rzucać wszystkim co miał pod ręką. To wtedy przez głowę przeszła mu myśl, że może te lody nie spadły przez przypadek.
Analizując swoje załamanie nerwowe, Edward zauważył też wiele zmian w zachowaniu żony. Powiedział o tym nawet lekarzowi prowadzącemu ciążę Ewy.
Pojechali na badanie. Dowiedzieli się, że będą mieć córeczkę. Wracając na parking Edward udał, że musi iść do toalety. Ewa kolejny raz była wściekła. Wchodząc do samochodu wyzywała go od najgorszych. Uderzyła nawet dłonią w szybę, a przecież jeszcze kilka minut wcześniej lekarz wyraźnie mówił, że nie może się denerwować.
Edward nie dał się sprowokować. Zachowanie Ewy jedynie utwierdziło go w przekonaniu, że musi porozmawiać z lekarzem.
***
To szaleństwo, Ewa wiedziała o tym doskonale. Ale co w takim razie jest normalne? – pytała siebie w myślach. – Kiedy spodziewasz się dziecka i nie widzisz nawet cienia szansy na zapewnienie mu przyszłości, zaczynasz rozważać najbardziej absurdalne pomysły.
– Kto i ile, tylko tyle! – głos Kima krzyczał w jej głowie.
Sięgnęła po telefon i wykręciła numer widniejący u dołu ekranu. Kim pokazywał go palcem, mówiąc:
– Zadzwoń. Zadzwoń teraz. Przecież zasługujesz na coś więcej!
A potem wszedł blok reklamowy i ten natrętny spot promujący loterię pieniężną, której wygrana graniczyła z cudem. Musiała to zrobić.
Sygnał w słuchawce nagle się urwał.
– Halo? Halo!?! – zaczęła nerwowo.
– Spokojnie kochaniutka, jestem, jestem i nigdzie się nie wybieram. Czekałem na ciebie cały boży dzień – ten głos coś jej przypominał. Coś, czego bardzo się bała w dzieciństwie. – Czyżbyś chciała mi coś powiedzieć? A może o coś poprosić. Nic prostszego, kto i ile, tylko tyle! – jej uszy zaatakował przerażający śmiech. Teraz już była pewna. Klaun. Ten głos kojarzył się jej z klaunem Stephena Kinga.
– To… – wykrztusiła z siebie. To tytuł tej powieści, ale ona chciała powiedzieć coś innego. – To ja chciałabym… – z przerażeniem uświadomiła sobie, że boi się własnego głosu i tego co za chwilę usłyszy.
– Tak kochaniutka, co byś chciała? Powiedz mi. Przecież chcesz tego, prawda?
Ewa chciała tego najbardziej na świecie. Chciała w to wierzyć. Ale głos w słuchawce był tak absurdalny, odrealniony, wręcz nieprawdopodobny, że sama już nie wiedziała, czy aby na pewno jest prawdziwy. A co jeśli śni? Wtedy nic nie powinno się stać.
– Chcę wziąć udział w programie. Wiem, że rozmowa jest nagrywana i nie pomyliłam numerów. Zamierzam zrobić wszystko, by osiągnąć swój cel i nikt mi w tym nie przeszkodzi. Nikt.
W słuchawce zapadła cisza. I właśnie wtedy Ewa uświadomiła sobie, że to nie jest sen, że to dzieje się naprawdę.
– Poproszę pani numer dowodu osobistego.
Głos w żaden sposób nie przypominał już tego sprzed chwili. Teraz był rzeczowy i konkretny. Zupełnie jak ten w banku, wydobywający się zza szyby okienka, w którym opłaca się rachunki, bądź pobiera pieniądze.
***
Lekarz tłumaczył to zaburzeniami hormonalnymi. Edward zapamiętał szczególnie jedno zdanie.
– Wie Pan, czasami tak się dzieje.
Tylko czemu działo się to Ewie, kobiecie, która jeszcze kilka miesięcy temu była ucieleśnieniem spokoju? Mimo wszystko słowa lekarza uspokoiły Edwarda. Niestety nie na długo.
W pracy nie szło mu najlepiej. Nie mógł się skoncentrować na najprostszych czynnościach. Jego telefon non stop wysyłał sygnały od niezadowolonej żony. Jednego dnia celowo zostawił go w domu, ale to jedynie pogorszyło sytuacje. Ewa zadzwoniła do firmy i zanim zdążył odebrać, zbluzgała niczemu winną sekretarkę. Wieść o tym szybko rozeszła się po firmie. Wizerunek Edwarda zaczął się pogarszać, co miało również negatywny wpływ na jego kontakty biznesowe.
On sam zauważył, że traci zapał do pracy. Każde kolejne zlecenie, które dawniej traktował jak wyzwanie, teraz odbierał jako konieczność.
Któregoś dnia znalazł artykuł o wypaleniu zawodowym. Kiedy go przeczytał, bardzo chciał wierzyć, że znalazł przyczynę swojego nieszczęścia, ale wizyta w toalecie i krótkie spojrzenie w lustro szybko pozbawiły go złudzeń.
Edward tracił ochotę do życia i Ewa zaczęła to chyba dostrzegać.
***
Nie będzie to chyba dla nikogo zaskoczeniem, jeśli napiszę, że Ewa zabiła. Ale pewnie kilka osób zdziwi się, gdy dodam, że nie męża, a siebie. Edward też odszedł, po tym jak Ewa spanikowała i przekierowała lufę czterdziestki piątki z jego czoła na swoją skroń. Nacisnęła spust.
Serce Edwarda pękło. Lekarze powiedzieli, że zachowało się jak mały balonik, który ktoś za mocno napompował. Dziwne porównanie, biorąc pod uwagę, że Edward czuł, jakby w jednym ułamku sekundy zeszło z niego całe powietrze. Nawet nie zdążył otworzyć ust. Jakaś niewyobrażalna siła ścisnęła go mocno od środka i już nie puściła.
A może serce Edwarda wcale nie było takie małe. Może po prostu nagle skurczyło się w sobie i nie mogąc znieść natłoku bólu, jaki w sobie nagromadziło, pękło jak mały balonik? To oznaczałoby, że jednak Edward kochał Ewę z całego serca i nie mógł bez niej żyć. Czyżby ta wewnętrzna siła, która wycisnęła z niego resztkę woli życia, wiedziała o tym?
Wiele pytań i żadnych odpowiedzi. Życie, które jest i nagle się kończy, chyba zawsze za szybko, zbyt nagle, z finałem, a jednak niedokończone. Edward widział je jeszcze przez chwilę, nieco zniekształcone przez gorzką łzę, ale nie zobaczył w nim niczego nowego. Pozostało jedynie to przejmujące wrażenie, że już to kiedyś gdzieś… A później nic.
Dziecko przeżyło i ma się dobrze. Na tyle dobrze, że nauczyło się pisać – nie tylko słowo PIENIĄDZ, ale też MIŁOŚĆ.
Rav, witaj z powrotem!!
Dzięki Rychu za miłe powitanie i reaktywowanie Fikcji. Jak już pisałem, brakowało mi jej i cieszę się, że jest :)