“Lato moralnego niepokoju” teraz czytam i czytać będę przez dłuższy czas. Jest to antologia, nie musimy więc przeczytać jej od deski do deski za jednym zamachem. Zresztą żadnej książki nie musimy, ale przy powieści to niekiedy niemożliwe ;)
Ja wybieram sobie opowiadania (a właściwie dopiero zaczęłam wybierać) i czytam kiedy najdzie mnie ochota.
Nie wystawię też ogólnej oceny, bo trudno byłoby ocenić razem kilkanaście opowiadań różnych Autorów.
Postaram się jednak wstawiać tu sukcesywnie kilka zdań na temat każdego przeczytanego przeze mnie, tym samym uzupełniając moją wypowiedź dotąd, aż uzupełni się ostatecznie ;)
6.12.2013.
Dziś ochota mnie naszła. Z braku czasu (zawsze brakuje mi czasu, ale przed świętami wyjątkowo… chociaż sama zastanawiam się, czy to jest jeszcze możliwe?) nie mogę rozpocząć żadnej innej książki, bo jak wyjadę na te upragnione (co szybko miną) dwa tygodnie, to o czytaniu nie będzie mowy. Chyba, że na moim mądrym phonie – co ostatnio zwykłam czynić – w ukryciu, pod kołdrą, o niewyobrażalnie nieludzkiej porze, w pracy, w galerii na zakupach… :D Przecież każda wolna chwila jest dobra, by pogrążyć się w lekturze! I na wagę złota ;)
“Bestii” ‘to robię’ – wybacz Adrianie! :D Ale to jedyny sposób, by akurat tę książkę targać wszędzie ze sobą. Bo ja zazwyczaj tęsknię za porzuconymi w połowie wątkami z innego świata, bohaterami na granicy różnych wyborów, rozterkami i wrażeniami płynącymi z owej zaczętej lektury.
Więc pozostał mi zbiór opowiadań.
Oczywiście (dla jednych tak, dla innych nie) wybrałam sobie na pierwszy ogień ostatnie opowiadanie, autorstwa Magdaleny Woźniak – “All inclusive”.
Zapraszam na strony Autorki:
http://zapiskinaserwetkach.blogspot.com/
https://www.facebook.com/pages/Pani_Wu/406841349427163
To dopiero wybór dla zmęczonego umysłu :D
Pomyślałam (czasem lepiej tego nie robić w zmęczeniu ;p), że to króciutkie opowiadanie (12 stron) będzie przyjemnym, kilkunastominutowym oderwaniem się od rzeczywistości, która dała mi się dziś we znaki. Usiadłam i przeczytałam. A potem zamknęłam książkę, popatrzyłam w ekran laptopa, zawiesiłam się na chwilę i… otworzyłam ją ponownie, by ‘przelecieć’ tekst wzrokiem po raz drugi. Dlaczego? Nie wiem :D
Ale pisania tej wypowiedzi także nie zakładałam ;)
Po prostu to dość interesujące opowiadanie. Niby proste, ale i trudne, niby przyjemne, ale i wymagające uwagi, niby krótkie, ale… nie licz Czytelniku długości po ilości stron :P
Nie moja dziedzina (nie fantasy), lecz dobrze się przy nim bawiłam.
Opowiadanie Magdy uczy, daje lekcje na przyszłość, zmusza do myślenia. Ale i zachęca do podróży na Białoruś. Jakże bym chciała pojechać do Kobrynia! Opisy tego miasteczka, domków, sielanki, piękna… i jedzenia (dla mnie jedzenie jest jedną z największych przyjemności dostępnych człowiekowi) są tak świetne, że jedyne co robią, to wzmagają pragnienia czytającego, a jeśli czytający nie miał tego typu pragnień, to niewątpliwie będzie miał, gdy to przeczyta. Nie dość, że główna bohaterka ma urlop i to ten urlop jest opisywany (niektórym się on marzy), to jeszcze wyjeżdża z rodziną w piękne (imaginowane w mojej wyobraźni tylko na podstawie opisów), spokojne, ciche miejsce, gdzie czas staje w miejscu, a jutro przestaje istnieć. Niebywale malownicze miejsce.
“Człowiek się szarpie dla jakiegoś jutra. Ale czy jutro istnieje? Nie. Jest tylko teraz. Jutra nie ma i może nie będzie. Nie ma też wczoraj. Minęło. Dlaczego więc zamartwia się pani tym, co nie istnieje?”
Przyznaję rację, ale ja tę rację zauważyłam już jakiś czas temu. Życie staje się łatwiejsze, gdy człowiek przestaje się nieustannie martwić. Na niektóre zdarzenia mamy wpływ, inne się dokonają nawet pomimo naszej interwencji, a na jeszcze inne myślimy, że mamy wpływ, a przewrotny los i tak prędzej czy później zagra nam na nosie. Och, oczywiście że trudno jest porzucić chociaż część zmartwień.
“- Ktoś musi być odpowiedzialny, przewidujący i planować z wyprzedzeniem.
– Można próbować. Ale trzeba uwzględniać porażkę.”
Uwzględniajmy więc porażki, a nie będą one tak odczuwalne. Cieszmy się tym, co mamy tu i teraz. Planujmy, owszem, ale nie na zbyt odległą przyszłość, bo po co?
Opowiadanie Magdy można traktować jak jedną, wielką sentencję, którą watro zapamiętać.
Autorka stawia bardzo fajne pytanie – “no i co z tego?”
Wiecie, skojarzyło mi się natychmiast z zasadami Kaizen.
Niektórzy z Was (ci starsi, bo młodsi ode mnie mają energię dziwnego pochodzenia, samoistnie się odnawiającą zanim zdąży się wyczerpać ;p) być może zastanawiali się, skąd u mnie takie, a nie inne podejście do różnych spraw, do życia, skąd u mnie energia, uśmiech.
Ha! Praktyka! :D
Dużo wcześniej trafiłam na japońską filozofię Kaizen (wygooglujcie sobie ;p). 10 zasad, bardzo prostych i równie skutecznych – jeśli tylko się chce – pomaga w codzienności, pozbywa nas niejako rutyny, mobilizuje i czyni życie prostszym i zarazem barwniejszym. Jedna z zasad brzmi: pięć razy pytaj “dlaczego” – przede wszystkim siebie.
Doszłam do wniosku, że równocześnie można zadawać sobie pytanie: “no i co z tego?” – tak jak Magda zadaje je w swoim opowiadaniu. No i co z tego, że nie mamy czasu? Prędzej czy później zaistnieje sytuacja, która zmusi nas do zatrzymania się chociaż na chwilę. Do popatrzenia na otoczenie z pozycji człowieka stojącego nieruchomo, a nie będącego w nieustającym biegu. A wtedy możemy zorientować się, że coś nas ominęło, że coś jest nie tak, coś się sypie, coś straciliśmy. I mimo prób (bo próbować zawsze watro), możemy tego już nie odzyskać, możemy nie naprawić, możemy nie zdążyć przeżyć tego, co przeżyć byśmy chcieli.
Czy warto?
Zastanówcie się i zadajcie sobie pytanie – no i co z tego?
Albo najlepiej oba pytania, jakieś dziesięć razy, i za każdym razem udzielajcie na nie odpowiedzi.
Jak widać, krótkie i twórcze opowiadanie zmusza do długich i twórczych przemyśleń :D
Zresztą… przecież to ja piszę tą wypowiedź, czy mogłaby ona zatem być zwięźlejsza, nawet jeśli odnosi się do tekstu na dwanaście stron? No znacie mnie ;)
Przypadek sprawił (i znajomość z innym Autorem), że zauważyłam u Magdy tę książkę na wymianę. Udało mi się ją zatem uzyskać dzięki Magdzie i za to jej dziękuję.
Chociaż celowałam w nią dla innego opowiadania (nie wiedząc, że Magda również umieściła tu swoje). Dzięki tej antologii w ogóle Magdę poznałam na płaszczyźnie bardziej prywatnej (jeśli można to tak nazwać).
Więc widzicie?
Planowałam kupno, bo chciałam coś z tego przeczytać i na tym moje plany się kończyły. Kupno przeszło w wymianę książek, wymianie towarzyszyły wymiany zdań z bardzo wartościową i mądrą osobą, wymiany zdań przeszły po prostu w znajomość, a ja przeczytałam opowiadanie nie to, dla którego tę książkę chciałam nabyć. Okazało się, że zbędnym jest planować, a w zbiorze jest więcej tekstów, którym warto poświęcić uwagę, ale też z których można wyciągnąć lekcję. I to dobrą lekcję. Dobre rady.
Zyskałam więcej, niżbym śmiała przypuszczać, że zyskam.
Tak więc, moi Kochani – życie czekać nie będzie ;)
A ja z większą niecierpliwością czekam na to, co wyjdzie spod pióra Magdaleny Woźniak – niezwykłej osoby.
Elaboratem uraczyła
A.M.CH.
Autorka “Niewolnicy”
;)
https://www.facebook.com/A.M.Chaudiere