Trochę może naiwny, ale przez to dla mnie pamiątkowy i uroczy tekst z ubiegłego tysiąclecia jeszcze, bo z 1999 r. Zamieszczam i zapraszam do lektury, tylko dzięki nadludzkiej sile woli powstrzymując się od wprowadzania w nim poprawek – ale niech taki zostanie, historycznie niepoprawny i prosty.
* * *
Wolność. Pierwsze o czym myślę w tym wolnym kraju. Pierwsze skojarzenie z tym systemem. Każdy jest wolnym człowiekiem. Może więc robić, co mu się podoba.
Zdążyłem do mieszkania przed deszczem. Przemierzyłem pokój nie zdejmując butów ani ubrania i od razu zamknąłem na noc okna. Zanim zatrzasnąłem żelazne okiennice, wyjrzałem jeszcze po raz ostatni dzisiaj na zewnątrz. Wieczorne niebo było ciężkie chmurami. Na ulicy pustka. Wiatr porywał śmieci z pustego chodnika. Dzwoniły porzucone w podwórzu butelki.
Zaryglowałem okiennice. Domknąłem je szczelnie, zaciemniłem szyby. Pierwsze krople deszczu uderzały tępo w parapet. W oddali coś zagrzmiało. Detonacja? Nie, chyba burza. Człowiek niczego nie jest pewien, pomyślałem i wróciłem do fotela. Zrzucając z siebie po kolei brudną kurtkę puchową kamizelkę kuloodporną i dziesięciodniowej świeżości podkoszulek zastanawiałem się przez chwilę, gdzie tu jest sens.
Tu, czyli na tym świecie. Tym świecie. Bo miałem nadzieję, że istnieją lepsze.
Wyjąłem z torby na chleb swojego obrzynka i wysypałem z kieszeni kilkanaście sztuk amunicji. Spojrzałem na to wszystko krytycznie. Trzeba będzie skombinować coś nowego. Nie jakiś złom, tylko coś porządnego. Źródło i gwarancję życia. Tymczasem schowałem swój arsenał pod łóżko i przeliczyłem pieniądze. Mało tego było. Gdyby nie wczorajsza wpadka, byłoby trochę więcej.
Zatrzeszczało radio. Wstałem z westchnieniem i podszedłem do nadajnika. Założyłem słuchawki i wetknąłem wtyczkę do gniazda. Continue reading →