Grudzień

Choć od miesiąca nic nowego nie publikujemy (ja osobiście tonę w pracy), myślę o fikcja.org niemal codziennie. I to nie w kategoriach “kiedyś wreszcie muszę…”. Myślę o ciągu dalszym opowiadań, o nowych wątkach. Jestem pewien, że lada moment, lada dzień, jeżeli nie ja, to ktoś z Autorów coś dorzuci. Bo grudzień to miesiąc, któremu magia twórczości nie odpuści. Wreszcie wybuchnie, da upust słowom. Do przeczytania wkrótce!

Mroki niewoli (opowiadanie)

Arina i Leto,tłoCoś, czego jeszcze nie było :D
A.M.CH. napisała opowiadanie ;)
Zapraszam :D
Ja i Stagerlee ;)

https://www.facebook.com/A.M.Chaudiere

https://www.facebook.com/pages/Katarzyna-Szewio%C5%82a-Nagel-MROKI/521026877958567

Od A.M.CH słów kilka.  
Cztery popołudnia i trzy niemal zarwane noce, zaowocowały tym oto płodem: „Mroki niewoli”. Uprzedzić Was muszę, że to moje pierwsze opowiadanie, bądźcie wyrozumiali.
Nie potrafię ich pisać. Nie potrafię streszczać fabuły, która w moim umyśle z miejsca układa się w coś na wzór… no… książki :D Streściłam zatem jak mogłam. Niestety.
Skoro to kilka słów od Autora (tego też nigdy nie pisałam), to powiem Wam na czym cały pic polega ;)
Znajdziecie tu, a przynajmniej mam taką nadzieję, połączenie dwóch światów. Dosyć trudne połączenie. „Mroki” i „Niewolnica” i u mnie starły się na jednej płaszczyźnie. Nie tylko Leto i Arina – nasi bohaterowie, ale także właśnie ich światy. Oczywiście zbyt wielu szczegółów nie ma, kto czytał uważnie być może te nieliczne wychwyci. Nie zagłębiałam się aż tak bardzo z przyczyn ograniczonych znaków. Chociaż jako współtwórca konkursu mogłam sobie na to pozwolić ;)) Ale po co? Pole do popisu pozostawiam Wam, bo konkurs wciąż trwa ;)
Na początku macie fragmenty z naszych powieści – mojej i Stag (A.M. Chaudière i Katarzyna Szewioła–Nagel – jakby ktoś zapomniał – prawa autorskie zastrzeżone). Dotąd niepublikowane. Do tego, w środku, gdzieś w odmętach tych moich wszystkich słów, znajdziecie inny fragment. Dopasowany do tutejszej sytuacji, aczkolwiek wyjęty z… drugiego tomu „Niewolnicy”. Nie powiem Wam, który to. Może zgadniecie, a może nie. A może powalczymy z jego pomocą o nowe zakładki, które się robią, a o których nic więcej nie powiem, oprócz tego, że nie będzie to liczba pojedyncza… cóż… Kaprys Autora :D
Na dodatek (nie za dużo tych dodatków dla Was, naszych Drogich Czytelników? :P) czuwała nade mną Stagerlee, a to znaczy, że w opowiadaniu są również fragmenty pisane przez nią. Osobiście. Uczyniła mi ten zaszczyt, za co jej dziękuję.
Przekazujemy więc w Wasze ręce coś, co powstało na zasadzie współpracy (i przyjaźni) między Autorami, która trwa i trwać będzie. Coś, co jest równocześnie proste i skomplikowane, co Was zadziwi i być może zasmuci. Ale przede wszystkim jest to coś, przy czym świetnie się bawiłam i mam nadzieję, że część emocji udzieli się i Wam.
Niesamowicie było mieć Leto w swoich rękach :D
Opowiadanie to wyzwanie. A pisać je dla Was było czystą przyjemnością.
Od Stagerlee słów kilka.
Nie lubię pisać na swój temat wiele, jak kogoś interesuje moje zdanie zawsze może zagadać. Pomagamy sobie nawzajem, żadna nowość. Nasze opowieści różnią się bardzo. Styl pisania oraz postrzeganie świata. To sprawia, że doskonale się dogadujemy i potrafimy współdziałać. Może w przyszłości jeszcze Was zaskoczymy. Ale to w przyszłości, na razie skupmy się na tym co mamy poniżej. Tekst w większej części pisany przez Annę. Moja korekta i redakcja plus jakieś wymiociny na zasadzie opisz sobie chatkę lub ukatrup… kogoś tam;p Reszta jej. Jej pomysł, zatem się nie wtrącam. Ja tu tylko sprzątam. Miłego czytania;)Obowiązuje zakaz kopiowania, rozpowszechniania i publikowania tekstu, jak i grafiki, bez zgody Autorów, czyli właśnie nas.
Grafika: Nadeine
https://www.facebook.com/pages/Nadeine/397610633642201?fref=ts

Życzymy ciekawej lektury!
I owocnego układania zdań w konkursie ;)
Z pozdrowieniami
A.M. Chaudière i Katarzyna Stagerlee Szewioła–Nagel


Mroki niewoli

     „Arina rozejrzała się, rozprostowując kartkę, na której widniał adres. Zmarszczyła czoło. Tego by jeszcze brakowało, aby się zgubiła. Choć zapewne życie tutaj mogłoby okazać się nieco lepsze niż służba u jej pana.

Fragment powieści Marcina Ogdowskiego „Ostatni świadek”

Takiej fikcji jest u nas mało. Moim zdaniem wynika to z tego, że umiejętnie pisać o wojnie jest w stanie mało kto. Nawet, jeżeli zdolnych piór u nas sporo, to w tej dziedzinie nie wystarczy odtwórstwo tego, co zobaczyło się w kinie, w telewizji lub przeczytało u innych. Aby opowiadanie było autentyczne, trzeba mieć własne odczucia, być emocjonalnie związanym z postaciami z krwi i kości. Umieć i chcieć opowiedzieć ich historię – lub historię taką, która równie dobrze mogła się wydarzyć.

Wydaje mi się też, że trudno w Polsce o autorów, których proza – czy to dokument, czy fikcja – obroni się przed konfrontacją z czytelnikami w mundurach, którzy właśnie wrócili z kolejnej zmiany na Bliskim Wschodzie. Czy choćby tymi, których dziesiątki tysięcy służą w całej Polsce.

Bo żeby dobrze o tym pisać, trzeba to przeżyć. Trzeba tam być. A takich autorów można u nas zapewne zliczyć na palcach.

Fragment powieści napisanej przez jednego z takich właśnie autorów, Marcina Ogdowskiego, zamieszczam – za zgodą Autora i Wydawcy – niżej.

Continue reading

“Pułapka Tesli” Andrzeja Ziemiańskiego – fragment

105-10426369_bZapraszam do zapoznania się z fragmentem najnowszego zbioru opowiadań Andrzeja Ziemiańskiego. Zamieszczam go tu za zgodą Autora (dziękuję!), a na końcu podaję odnośnik do liczącego aż 24 strony fragmentu opublikowanego przez Fabrykę Słów.

 

 

 

Obaj mężczyźni byli elegancko ubrani, nie przesadnie czy ostentacyjnie albo na pokaz, bez nowobogackiej nonszalancji, ale dało się zauważyć, że ich garnitury nie należą ani do tanich, ani do kupionych w jakimkolwiek sklepie. Ktoś Z dużym wyczuciem i ogromnym doświadczeniem szył je na miarę.
Mężczyźni położyli na ławce dwie bardzo podobne do siebie walizeczki. Obie trochę staromodne, niczym się niewyróżniające. Obie jednak natychmiast podjęły ze sobą walkę. I nie był to bój o zwycięstwo czy choćby wywalczenie przewagi. Walizeczki po prostu zakłócały się wzajemnie i wszystko wokół w dość dużym promieniu. Jeśli więc ktoś w parku chciał coś nagrać, sfotografować cyfrowym aparatem, skorzystać z telefonu komórkowego, to stracił taką możliwość. A jeśli ktoś nosił rozrusznik serca i przechodził właśnie obok, to… miał wielkiego pecha.
Mężczyźni usiedli na ławce tak, żeby walizeczki ich dzieliły. Starszy z nich, wyglądający na jakieś sześćdziesiąt, sześćdziesiąt pięć lat, uśmiechnął się szeroko.
–  Widzisz, Dugan, to dobrze, że jesteś – zaczął rozmowę z amerykańską bezpośredniością, bez zachowania jakichkolwiek form grzecznościowych.
Wyraźnie nie spodobało się to jego o co najmniej połowę młodszemu rozmówcy.
–  Po pierwsze mam na imię Dariusz. Po drugie w tym kraju osobom, które się nie znają, wypada używać takich form, jak „pan” lub „pani”.
–  A od kiedy ciebie obowiązują polskie zwyczaje, Dugan?
–  Jestem Polakiem.
–  Tak – zgodził się Amerykanin, kiwając kpiąco głową. – Dugan Jovanović. Typowe polskie nazwisko.
–  Dariusz Jowanowicz. Czy ja wiem, czy takie typowe?
–  I tak wszyscy wiedzą, że jesteś Rumunem!
–  Serbem!
– A widzisz? Dałeś się złapać!
–  Po prostu nie dał mi pan dokończyć. Moja rodzina istotnie pochodzi z Bałkanów. Z Serbii. Continue reading